szal z zimnej wiązki powietrza
lekko zakrywający blade
ale pełne dynamitu usta
stroniące od przelotnych
kontaktów z zaplutymi wargami
ulicznych wymiataczy
śmielsza niż wianuszek własnych dwórek
dumniejsza od historii rzymian
z czoła monolitem naprzeciw słońcu
i piersi spotkań namiotami
cała w rumieńcach i bladościach
nie uciekasz przed deszczem najlepszym
wizażystą napiętej skóry
raz jeden cię posmakowałem
kiedy mi szyi w chłodnej krypcie
nie poskąpiłaś
i ud przemarzłych nie cofnęłaś
raz jeden
zgrabnie, ładnie, choć ja mówię nie, wolę bardziej egzystencjalne chyba;)
A czepię się dwórek , bo mi lepiej dworki brzmią - bardziej archaicznie, i bardziej stosownie do tego klimatu, choć obie wersje są poprawne, ja poczytam sobie to słowo w tej drugiej wersji.
no nie powiem mości domnulu - klimatycznie transylwanijski Twój wiersz. pełno sprzeczności wywołał we mnie. to chyba dobrze ? ;)
Podoba mi się pewność panowania nad piórem, myślę też, że obecny tytuł jest o niebo bardziej wymowny od poprzedniego. Ciekawie, z męskiej perspektywy, a subtelnie.
a dalej z przyjemnością. ładne metafory. puenta z akcentem...jak lubię.
pozdr.