pustkowie
zatacza się od nadmiaru
podstarzałej stagnacji
cuchnie kolokwialną siwizną
łysiejąca wieczna ostoja
udaje noc
pomarszczone dłonie nie odczytują szarości
ich płacz wczorajszy dzień
nazwał dziś edenem
spadające gwiazdy obłożono podatkiem
ponadnaturalnym
ubodzy wykarmieni ich nasionami
czekają na pielgrzymkę idiokratów
nie wymieniani z nazwisk
leżakujemy prawie pod niebem
w sali pełnej rozwodnionej owsianki
czekając aż wyparuje z nas smród
bycia człowiekiem
nadal nazywamy się dziećmi bożymi
Starość to jeden z wariantów na które nie przystaje.
Wiersz hmm....no cóż każdy ma swoją wizje.
Pozdrawiam.
Chociaż ten mi się nie spodobał prawie w ogóle, prócz świetnej puenty i ostatniej strofy. Jednak uważam, że to dobry wiersz.
ale to ja
i pozdrawiam