początkiem drogi spocone dłonie i modlitwa.
z twarzy wybranych patrzy ojciec i zaczynam rozumieć;
śmierdzę jak oni. niewiele słysząc uczę się mówić, znowu
marzę o bezpiecznej przystani wypełnionej cytryną i solą,
albo kolońską w oddechu. spóźniłem się o tydzień,
być może o nigdy, lub o wieczność.
zmieniłem narodowość;
jestem alkoholikiem.
spowiedź
joan
joan
Wiersz
·
20 sierpnia 2008
śmierdzę jak oni" - to bardzo udane, pomieścić tak ważną treść w kilku słowach to trudna sztuka
ten wiersz zapamiętam, trafił do mnie
Pozdrawiam :)
domunul - no tak....
wena:) miło mi
maniaq- ja wiem....
dzięki kochani- ciężki temat ale potrzebny- zwłaszcza mi...
powiem, że przy pierwszym czytaniu, aż do ostatniego wersu nie byłam pewna o czym mowa, mimo tytułu nawet. natomiast po ogarnięciu wszystkiego nie miałam wątpliwości, że tekst właśnie o tym, od samego początku.
wiesz, udało się Tobie mnie zaskoczyć. napisałaś wiersz, który nie jest wcale dosłowny, a jednak bardzo zrozumiały. więcej. teraz, po kilkakrotnym przeczytaniu widzę, że napisałaś go w sposób najodpowiedniejszy z możliwych. wszystkie słowa bardzo potrzebne, wszystkie na swoim miejscu. choć w miejscu narodowości pasowałby też gatunek, ale to już bardziej pod kątem hmm...pod kątem tego co się słyszy, pod kątem tego, jak alkoholik z zasady jest odbierany lub nawet jak sam siebie często kwalifikuje...myślę, że wiesz co mam na myśli. jednakże narodowość jest tutaj dużo ładniejsza, grająca z całością.
dawno mi żaden wiersz tak wiele nie powiedział, dawno nie uczynił tego
tak pięknie, trafnie i oszczędnie. bardzo dawno tak nie zamyślił.
z pełnym przekonaniem:
cielaku:) bardzo Ci dziękuje- piękna recenzja - dawno tak nikt sie nie pochylił nad moim pisaniem :) tak szczegółowo
marku:) dziękuję:)
no Mareczku, czasem jednak mądryś jest.