Gdy rozmów szmery w tętent dialogu
Zmienia argument, co śliskiej wagi
A ja nie stoję na rzeczy progu
Drzwi nie otworzę rozmowy magii
Choć temat znany i pogłębiony
Stokroć go jeszcze wszyscy przeczeszą
Ja śmiechem będę wciąż zasępiony
Ja się nie złączę z tą zacną rzeszą
Wszak ja nie czuję, iżbym górował
Nad bratnią sotnią kompanijonów
Nie dla mnie jednak jest ta rozmowa
Choćby nie była i dla milionów
Bo słuchać można wszystkiego przecie
Ale najtrudniej będzie tu ciszy
Czyż ten chybotu szczegół znajdziecie?
Ktoś słucha, przeto, lecz czy usłyszy?
Prawda, ja nie raz klatkę spawałem
Pręt toczę wstydu, zamęt inności
Lecz wespół z wami wrota stawiałem
Te, z komponentów pstrej codzienności
I tylko z rzadka pretensji echa
Platyny sztychem klatkę malują
A pozytywu wskroś głucha cecha
Sprawia - rdzy szramy klatkę rysują
Piękna to rysa, nieprostą drogą
Po spawie biegnie, krusząc spoiwo
Lecz dużo rysy zdziałać nie mogą
Gdy pręt jak kosa zbiera swe żniwo
Uchylę drzwiczki, niekiedy przeto
W klatce wygodniej spływa ruczajem
Lecz jakimż marnym byłbym poetą
Słyszę... już styczeń zaskwierczał majem
literówka w trzeciej strofie - też chyba
a literówka gdzie?
Nad bratnia sotnią kompanijonów - nie powinno być bratnią ?
a co Ty na wyrażenie: "otworzyć drzwi (okna) rozmowy" - takie epitetowe, wiem że (jak to u mnie, ha, ha) skrętosłownie, ale mnie jakoś nie kłuje