Jak bardzo Ciebie nie ma. Stygną gorące
kubki. Bawię się żaluzjami. Kawa zalana
wymiotuje. Jak bardzo niebyt potrafi się
urzeczywistnić. Nieobecność zapładnia
resztkami nasienia zdrapywanego sumiennie z
chusteczek higienicznych. Miasto się wypróżniło
Tobą. Miasto zszywa błonę. Zakłada welon i
zadowala mnie oralnie. Znowu usta,
zęby, język, przełyk, odbyt. Jak ostatnia podróż
paprykarza w czystej postaci. Operacja na otwartym
sercu go nawet nie ratuje. Ale najpierw trzeba
otworzyć puszkę. Kurwa. Czemu oni (zawsze
znajdą się jacyś ONI) tak to utrudniają. A
otwieracz wydaliło razem z Tobą. Puszka
się rozrasta, przerzuca. Puszka Nowotwór,
ja Puszka, Puszka Pokój, Puszka Miasto.
co do reszty-wrócę tak jak wracam któryś raz walcząc z przeciwnościami mojego smaku:)
Co do powtórzenia meritum: są biusta i biuściki. ;)
Pozdrawiam i dziękuję za lekturę...
bardzo fajnie napisane, całość w klimacie mocnym i ja uważam, że przekleństwo tutaj jest na miejscu. dokładnie peel jest na skraju i wyrzucił z siebie emocje- może dźwigane od dawna:( bardzo męski wiersz:) a takie lubię:)
Pozdrawiam
Sama tak piszę, teraz tu stawiam pierwsze kroki.
W wierszu Pana zapadło mi w pamięć "Jak bardzo niebyt potrafi się
urzeczywistnić. "