czekała na smutek w ustach
zagadkę bladych oczu
z poniedziałku na wtorek
długą łydką wskazującą
sznurowane kroki
uciążliwe gumy losu
na podeszwach
między brwi
wciska mokrą chustę
niedowierzań
szyty na miarę ból
wystający spod czarnych paznokci
nadzieja umiera
pierwsza
nie ostatnia
niczym
krzykliwy ptak
na dnie jeziora