posmutniały perony, zatłoczone
podróżnymi z dążeniami i bez.
snują się w tam i z powrotem.
bilety dokądkolwiek mają właścicieli,
tylko zimne poranki są osierocone. nikt ich nie łaknie.
jestem obok, ubezpieczona na wzruszenia
paczką chusteczek i zapatrzeniem w obydwu kierunkach.
nie pragnę marnych uniesień. toną.
gdyby się skończył na uniesieniach napisałbym znakomity... a po tytaniku mnie się odbija jeszcze:(((