autoportret bezsilny

kolorowsza

  Nie sztuka obezdomnieć.

Zrobiłam to, wystawiając ledwie nos na świat.

Rozwłóczyłam się po ślepych ulicach,

głuchych pociągach, twarzach o uparcie

jednakowym wyrazie, umazałam się

powietrzem.

 

 Mam swój wielki nie-pokój

z przedsionkiem, bez kuchni i luksusów,

mieszkamy w sobie nawzajem. Ręce mam

nieposłuszne, zbyt rozmokłe czułością,

by zacisnąć się w pięść.

 

 Pod obcym niebem sypiam.

Często spada mi na głowę, rekompensata

za każdą garść słońca. To, co wydaje się

bliskie na kilka niewypowiedzianych słów,

znowu zawisło lata świetlne stąd.

 

 A ty idź, ty idź.

 

kolorowsza
kolorowsza
Wiersz · 10 października 2008
anonim
  • ew
    Polubiłam to Twoje pisanie, kolorowsza. Jest w nim zawsze jakaś melancholia, ale nie ta z tych babsko- rozmemłanych, lecz z tych mądrych i trafnych melancholii. Tak łatwo mi się odnaleźć w Twoim pisaniu, jest ono proste i (jeszcze!) nie przesiąknięte kombinatorstwem. Chylę czoła i dziękuję za ucztę czytania. Serio, serio.

    · Zgłoś · 16 lat
  • kolorowsza
    za to ja dziękuję za ucztę czytania powyższego komentarza (: Twoje uznanie naprawdę wiele dla mnie znaczy.

    · Zgłoś · 16 lat
  • Marek Dunat
    a ja sie uśmiechnę z aprobatą. :)

    · Zgłoś · 16 lat
  • Marcin Sierszyński
    No złego słowa nie da się powiedzieć. Delikatnienie.

    · Zgłoś · 16 lat
  • kolorowsza
    Oo : )

    · Zgłoś · 16 lat