miasto i ja

gabe

Zmęczony poranek wyrwany ze snu
czeka dymiąc z ust na wątłe promienie słońca
cisza
wystawne ulice i ciemne zaułki, rozświetlone klejnoty miasta
u szczytu majestatu, zioną pustym niespełnieniem

bezdomne gazety wdeptane w morze betonu
drgają nieśmiało wśród słupów pary nad szybem metra

one też czekają na dzień
wierząc że przyniesie coś być może
że osłabi choć trochę
chłód ich samotności

gabe
gabe
Wiersz · 26 listopada 2000
anonim