zbudowana jestem z substancji
która w podwyższonej temperaturze
rozkłada się na proste związki
mimo to kłaniam się słońcu
sukienką niefrasobliwie zieloną
w kuchni kobieta odpowiedzialna
gotuje obiad
w przypływie wolności piszę
bajki przydzielam role
z obrazu kiwa na mnie palcem
meksykańska malarka czasem
sadza mnie obok siebie na krześle
i uczy oddychać
co właściwie chcę powiedzieć tobie
z oczyma w obrazie (ach nie masz
w sobie nic z Diego szczęście
nieszczęście) że gałązka
której wiatr nie złamie staje się
solidnym twardym konarem
że już nie wierzę
wiem istnieją związki niepodzielne
widziałam przyrzekali sobie tysiące
nocy i dni stali na szczycie
sądowego gmachu
to sfery wyższe
poniżej zachodzą już tylko procesy
powolnego rozkładu
a Diego musiał się tu znaleźć, to istotny element. Pozdrawiam!