Przestaję mieć ochotę na zdzieranie łokci, zdrapywanie zaschniętych śladów po wczoraj z zimnego blatu
płatów
skóry,
które odsłaniają kolejny upadek wraz z całą drogą krzyżową.
Teraz przemierza się ją w nowych adidasach i truchtem.
Męczeński jogging wydaje się być miarą przynależności.
Przestaję mieć ochotę na rozliczanie się z wewnętrzną mordą, przyciąganie
jej do tego samego blatu, na którym okruchy tańczyły w rytm
zakrapianej rozmowy.
To były okruchy zeszłoroczne.
To był zeszłoroczny za-mordyzm.
Twarz nadal z tym samym zarostem, tym samym
zdziczeniem od słów, ale jeszcze niezbyt stara. Nie błyszczy od kremu.
A to jest przecież oznaką nieprzydawalności do użytku
zewnętrznego.
Przystaję. A ty czytasz na głos zagraniczną prasę i proponujesz stosunek.Mnie
trudno jest się do tego ustosunkować, zwłaszcza kiedy
nasze locus amoenus nasiąka kopulującymi psami.
Zwłaszcza kiedy chropowatym językiem wylizujesz
atropinę z moich źrenic, a ja określam cię
mianem skundlony.
wrócę.. może się przekonam?
świetny tekst