wszystkie cnoty hamują ciepło
ludzie jak opętani tulą się do ulic pełznących
problemami których zapomnieli się nauczyć
płynę myślą o płatkach róży
porozrzucanych po tylu znajomych sytuacjach
oddalają się powoli możliwości własnych rąk
zatruwane egoistycznym patrzeniem w światła
wydaję się dalej szybować ponad każdym spalonym
nie potrzebując nic prócz zapachu własnej zgnilizny
każde spojrzenie nie wraca już jak kiedyś
topi się w spoconych ciałach
strach nie pozwala złapać celu
koniec Sensu rozkleja zlepione
schizofrenią bycia pióra
wszystkie kwiaty obezwładniają
sam ze swoim niebem pod kloszem dumania
zakorzeniam się powoli w śmierci przez obojętność
nie ma smaku tworzącego wszystko od nowa…