żyję na skraju ubóstwa
kradną mnie wiatry tną mrozy
jak tu nad sobą ustać
gdy nie ma gdzie się ułożyć
z Bogiem mawiają bliscy
kiedy wyruszam co dzień
tam skąd powracaliśmy
o chlebie i o wodzie
najprostsze mierząc sprawy
miarą nadludzkich westchnień
słodkich więc przez to mdławych
byłem więc przez to jestem
i tylko kij na drogę
wierzy w następne kiedyś
bo leży gdzieś odłogiem
klepanie ciepłej biedy
Z drugiej strony , nie byłoby biedzenia peela za coś, za cudze grzechy, za cudze winy, nie byłoby kary za niewinność. Tak czytam tytuł.