Castigo de la muerte mówisz, a ja zdobywam pewność,
że chodzi o mnie. Namiętnie zatłoczone dworce polskie,
gdzie przejścia podziemne są zejściem do piekła. Obraz
namalowany na składzie uderza podobieństwem do Boga.
Chuj niech wam błogosławi. Podróżuję już ósmy miesiąc,
chociaż ostatnio bardziej pasuje określenie jeżdżę.
W pewnej wsi zabitej, pani wystająca zza kratek twierdziła,
że nie ma Katowic. Na moje pytanie, co jest, odpowiedziała
Stalingrad, panie. Jezus na to się gapił ze swego obrazka, a ja
i tak nie dojechałbym na miejsce, bo jakiś frustrat postanowił
podłożyć się pod pociąg i skierować go objazdem na wschód.
Na polskich polach barany żarły mech. A to pech, pomyślałem.
Zjadłem chleb i przez następne godziny wychodziłem na prostą
drogę. Zdaje się, że poeta na polu powinien przynajmniej być
natchnieniem dla okolicznych artystów. Nie? To się jeszcze okaże,
jeszcze się rozliczymy w dolarach. Pomachałem im i odszedłem.
Znowu do mnie mówisz muerte, a ja przecież nie od dziś jestem
durny, więc odczekam i znowu dam się skusić na powodzenie.
Powiedział, co wiedział i wrócił do biblii.
Mogę powiedzieć, że mi się podobało.
(nawet bez cukierka)
I jakby to ode mnie jednego zależało,
to bym Cię powiesił!
Na czerwonej gwieździe!
Michale, cukierek dla Cię by zawisł tuż obok mnie. ;)
zielone, na boga! co też Ci po głowie! Przecież mówię, że się zdenerwowałam! A jakby peelek był to, co Ci po głowie, to by się nie mógł denerwować. :D Powracaj, powracaj koniecznie.
za to nie wiem, co powiedziec. bo bez uwag, o.
:)