mogłoby coś zostać
nie zmieniać porcelanowego zapachu
kochanków wtulonych świtem w siebie
bibułkowego rumieńca na ustach
nie topnieć mimowolnie pod ciężarem oddechu
wschodzić w oczach jak pełnia w jeziorze
na jakieś mgnienie wystarczy
świętego obcowania z bolesnym uśmiechem
w drobnych dłoniach aż wolna wola
niewiele więcej nad szybkie nie i mozolne tak
lecz asfalt znów pachnie wiosennym deszczem
schwytanym łapczywie na lasso złudzenia
gdy przychodzą zabierać meble na strych
porcelanowego zapachu kochanków
wtulonych świtem w siebie
bibułkowym rumieńcem
nie topnieje mimowolnie na ustach
pod ciężarem oddechu
wschodzi w oczach pełnią jeziora
na mgnienie wystarczy
świętego obcowania z bolesnym uśmiechem
w drobnych dłoniach
aż wolna wola
niewiele więcej nad szybkie nie
i mozolne tak
lecz asfalt znów pachnie wiosennym deszczem
schwytanym łapczywie w złudzenia
gdy przychodzą zabierać meble na strych
śladem stóp
pamiętających drzazgi
zakurzonych tęsknotą schodów
Ata..........................jakby co - to Wybacz
dla mnie Uru te skróty brzmią o wiele za mocno, tekst stał się zadyszany i zbyt porwany. ja napisałam wersję soft - być może ze względu na moją kobiecą miękkość, a być może dlatego, że akurat w tym tekście mimo kilku różnych obrazów poetyckich, wszystkie łączyłam nicią w kolorze "trwaj chwilo"...
bardzo Ci dziękuję za komentarz. i szalenie podoba mi się Twoje zakończenie, choć w moim nie ma tęsknoty, lecz coś zaczyna się. i kończy jednocześnie...
fajnie, gdy wiersz nie pozostawia obojętnym
a ja nigdy nie byłam, nie jestem, ale może kiedyś zdarzy mi się być poetką :))