strach uleciał między ciszą a milczeniem
opada wiązka prawdy na dłonie kruche
aniołów bracia snuja się w torsjach
przekrwione spojrzenia wnętrzności unoszą
ojcze nasz któryś jest w niebie
rozdajesz ostrza zwątpienia
z lotu gołębia wzrok nadziei
nienarodzeni z grzechem pierworodnym
niewiedzą sponiewierani splamieni
w namaszczeniu obłuda wiary
spływa po ich czołach przeklęci
gdy ja poniżony litościwie
ty martwy na krzyżu
a wola twoja jako w niebie tak i na ziemi
kto patrzy? słyszy? rozumie?
czy może usta właśnie w trupim szepcie kłamstwem plami
Lakonicznie napisane, trochę nawet nudnawo, a przecież ten temat powinien porywać