W kinie nie ma już Margot, Panie Albercie
(Czasem myślę, że skończę jak On...)
Stolik w hotelu Le Petit Difference
Ze szkła zalotnie winszuje Burbon
I patrząc jak ongiś dłonią podana
Ubiera szal marki Bon Ton
Czy Pan przypuszczał, że może być sama?
Czy tylko Pan ma prawo doń?
Ten niemy hotel jak z kiepskich komedyj
Było to raz, dwa, czy może też trzy
Białe majtki na oknie siać postrach suteryn
Zaczęły, gdy śmiać zaczęto się z nich
I śmierć nadejdzie, Drogi Albercie
Ten głupi nawyk ucieczki stąd
I w zęby weźmie robacze kwestie
Spełźnie na dno Château de Bordeaux
Choć przecież Pan wie, wszak już jest Pan martwy
Martwy jak śmiech, martwy jak śmierć
Nic a nic ponadto, nic mniej niż powyższe
Na dywanie tureckim, ażby chciało się rzec