szedł z nad rzeki razem z mrokiem by widokiem
nie zachęcać tych co się lubili znęcać
nad przybłędą i dziwakiem
cicho sza jak makiem…stąpał
wieś zostawił z tyłu gwarną będąc marną
jej istotą lecz z ochotą zapraszaną
tam gdzie drwa nie porąbane
zmierzał dziarsko ku polanie
tam z gałęzi miał posłanie
liści mu dostarczył jawor w którym
sójki o tej porze sposobiły się za morze
o mój boże o mój boże
zima blisko wilgoć ściele legowisko
sześć toporów wyszczerbionych połamanych
stylisk dłonią która kiedyś była bronią
a dziś słaba jak zapałka zapalona
wśród zamieci co nie grzeje chociaż świeci
rzucił w drzewo workiem starym
rozpruło się płótno zgrzebne w którym
rzeczy niepotrzebne pomieszały z sobą dary
był tam grzebień z rybiej ości owinięty siwym włosem
źdźbło dorodne z pustym kłosem i organki
pordzewiałe dawno nie czyszczone wargą
nie grające pieśni skargą
odpustowe serce kruche szybko wetknął za pazuchę
i przytulił się do drzewa chcący poczuć jak się wlewa
kruche życie w o mdłe ciało
nagle w oczach pociemniało
osunął się na kolana
dłonią znów sięgnął po dary
wyciągnął różaniec.. z grochu
w którym brakowało trochę
począł liczyć i przetwarzać smutne dźwięki
gorzkie żale w takt piosenki
znów włos w ręce się wplątywał a on......
dzięki Panie dzięki dzięki
podoba się :)
Wiesz, jedynie wers 'o mój boże o mój boże' jakoś mi odstaje i właściwie nie wiem, dlaczego. Trochę jakby wymuszony potrzebą rymu. Czekam na Twoje dalsze wiersze. Wnosisz wiele pozytywnej energii swoim pisaniem.
Pozdrawiam!