Gdyby wczoraj było jutro, nie wypiłabym soku z cytryny
o zapachu plastiku. Wieczór w towarzystwie amolu i wyrzutów
sumienia- co najmniej niepotrzebny. A jednak kojący, powiedz,
czy to już reguła? Nieprzyjemnie cicha, niezapisana, całkiem
wszechobecna. Milczysz? Dobrze, przemilczmy minutę, tysiąc
i jedną, nocą zapalimy świece. Ładnie to wszystko wygląda
z daleka. Walka na słowa z podmiotem (nie)lirycznym- wygrana,
poeta się nie broni. W dobrą drogę między wersy hipisowskiego
raju, ironicznie- człowiek stygnie od środka, zupełnie bez wyrazu.
Formalnie wiersz jest tak diabelnie dobrze skonstruowany, że nie ma się o co przyczepić. Mimo to nie zaciekawił wystarczająco.
I tak sobie myślę, że jestem za publikacją.