Spacer

beezle

Spaceruję po alejach życia
i patrzę na spadające na nie liście,
symbolizujące upadek i śmierć,
czekające wysoko na swój koniec

żyją by umrzeć - brak lepszego wyjścia.
Raz na jakiś czas nie są samotne...
Jak księżyc w ciemną noc na niebie
wśród gwiazd... już nie tak pewien siebie...

Gram w karty z losem - o swoje życie.
Może kiedyś sprzedam je za lampkę wina...
Teraz patrzę na nie z boku - widzę jak ucieka...
i nie wiem czy powienienem biec za nim.

Promienie słońca przenikają moje ciało...
jak ogień palą moje serce,
Kim ja teraz jestem? Co się ze mna stało?
Nie chcę cierpieć więcej...

Puste ulice, czarna postać - jak cień
przenika mgłę i znika w ciemności...
To ja zamieniam swą duszę w noc...
i oddaję jej w ten sposób cześć.

Boli mnie jej niewinność i otwartość,
smutne oczy i niebiański uśmiech...
nie znam nawet jej myśli,
a już serce rwie się ku upadkowi.

Serce nocy krwawi, a ona i córka...
starają się tę wadę naprawić...
Ucieleśniona złość chce im to uniemożliwić...
raniąc inną część ciała za każdym razem.

Tylko Bóg patrzy na "to" i się śmieje...
widzi strumienie krwi, ból i cierpienie.
Nie chce słuchać płaczu i jęków rozpaczy...
wie już, że takiej zbrodni nie można wybaczyć...


DLA MONIKI
beezle
beezle
Wiersz · 8 grudnia 2000
anonim