święci spod kościoła stali rzędem płacząc,
łzy liściom podobne w dół wirem z ich twarzy
wiatr zdejmował póki chmur nie dojrzał, znacząc
drogi swej pochyłą – pracę pozostawił,
jeszcze z góry zerka, jeszcze by pod kościół,
pańska to ojczyzna – hola jegomościu,
święci rozedrgani – wiatr im dobrze służył,
kto im teraz będzie ciężar losu strącać,
trzeba myśleć, działać, może by kto z ludzi,
tyle ich po drodze do kościoła zdąża,
jeszcze łypią z dziupli, jeszcze się rozwodzą,
trach i padł z nich jeden – takoż boscy schodzą,
kiedy go na opał cięli – reszta rzewnie
wspominała jak to tysiąc wiosen temu
kiełkowały z grudy i wiaterek ledwie
im rosy donosił i omijał perkun,
jeszcze by z gałęzi pięli w niebogłosy,
lecz liście spadają – tacy nadzy, bosi …
młodość w świętym gaju i w ozdobie wiatru,
smarowana jadłem, ludzkim czołem bita
prysła – las wycięli – teraz jako pastuch
każdy z nich „owieczki” przy kościele wita,
dawno już żołędzi żaden tam nie rodził,
dzieci kiedyś rwały z ciałem dla swej bozi …
może idąc tędy wtulisz się w ich korę
i wysłuchasz pieśni snutej chrypą słojów,
rozdzieraną modłą, wyludnioną dzwonem,
poznasz boskich lament, jakoż w niepokoju
świętość kładzie w ładzie ludzkiej „niedowiary”
raz u pnia a drugim z pnia robiąc ofiary.
pieśń boskich
Witold Adam Rosołowski
Witold Adam Rosołowski
Wiersz
·
21 lutego 2009
-
Michał DomagalskiNie. Nie wiem dlaczego, ale wiersz mnie ten nie chce się w żadnym miejscu wydać dobry. mam wrażenie zbytniego uproszczenia.
-
Marcin SierszyńskiZa długi, nikomu się czytać nie chce. No bo nie jest to na tyle dobry tekst, by przebrnąć do końca.
-
Witold Adam Rosołowskimoże nie trafi?