Za łachą piachu, za trzecią falą,
jakieś pół metra pod lustrem wody
żył krab Bazyli, co jak gadają,
niesamowite miewał przygody.
Razu pewnego wspólnie z kolegą,
zwanym przez innych Janem Mocarnym,
postanowili, że od dziś będą
szukać w otchłaniach ukrytych skarbów.
Jan do plecaka schował węgorza,
co elektryczny i czasem świeci,
jakieś dwa kapsle, trzonek od noża,
procę, zwój liny i inne śmieci.
Trzy dni wędrówka w głębiny trwała,
mieli już blisko do celu swego,
gdy niespodzianie, ogromna skała
wstrzymała kraba razem z kolegą.
Myśli Bazyli : "Co w takiej chwili
począć nam trzeba z Janem Mocarnym?"
gdy zza tej skały się wychyliły
dwie wielkie płaszczki stalowej barwy.
Jedna mrugnęła zalotnie okiem,
druga jak bączek zawirowała
i ustawiwszy się do nich bokiem
płetwą w kierunku skały wskazała.
Węgorza, który w plecaku drzemał,
Jan wyjął spośród przeróżnych śmieci,
i obudziwszy, w ucho wyszeptał
by ten wskazane miejsce oświecił.
Węgorz niemrawo wyprężył tułów,
błękitnym snopem rzucił ku skale
wydobywając więcej szczegółów
w tym dwa ogromnie cenne detale:
Jednym z nich była szpara dość spora,
a drugim napis, dawno wyryty:
"Strzeżcie się wszyscy złego potwora
który w szczelinie siedzi ukryty!"
Bazyli nawet nie mrugnął okiem,
patrząc jak Janem wstrząsnęły dreszcze,
wszak był odważnym krabem z zatoki
wiec, miast zawrócić, zbliżył się jeszcze.
Dziarsko węgorza wsunął w szczelinę
próbując okiem ocenić przestrzeń,
Jana poprosił o zawój liny,
związał się w pasie i ruszył przed się.
Jan się otrząsnął w ostatniej chwili,
zdążył przewiązać się końcem sznura,
z plecaka procę przezornie wyjął
i za Bazylim dał w szparę nura.
Korytarz wąski był i dość stromy.
Jego wysokie i ostre ściany
obrosły bure i gęste glony,
niczym na polu zbożowe łany.
Szli już dość długo, tracąc nadzieję,
że czerń przed nimi kiedyś się przetrze,
gdy wtem jak wryty stanął Bazyli
widząc przed sobą ogromną przestrzeń.
Była to wielka, okrągła sala
z posadzką jakieś dwa metry niżej,
a pod pułapem zawirowało
dziwne, błyszczące cielsko, dość chyże.
Zmieniając kształty co rusz na nowe:
raz miało długi ogon i skrzydła,
za chwilę wielką i straszną głowę
niczym mityczna stugłowa hydra.
Stwór ten wirował ponad krabami,
mieniąc się w świetle węgorza srebrem,
bezgłośnie bijąc wodę skrzydłami
i wywijając ogonem wściekle.
Tego napięcia Jan nie wytrzymał
z plecaka wyjął kapsel po piwie,
starannie chwilę ataku wybrał,
trafiając w ślepie istoty dziwnej.
Ta, ku wędrowców obu zdziwieniu,
na drobne części się rozsypała,
po czym formując znów w oka mgnieniu
ławicą szprotek się okazała.
Z ulgą i równie wielką radością
Jan się z Bazylim złapał za kleszcze
i zatańczyli śmiejąc się głośno
strząsając strachu niedawne dreszcze.
Teraz dopiero dostrzegli w głębi
na samym środku owej pieczary
stos, co z daleka zdawał się wielkim
więc zeszli niżej ze stromej skały.
Po krokach kilku byli u celu,
który był cennym, pradawnym skarbem,
złożonym z monet złotych i pereł,
dla nich, niestety, niewiele wartym.
Mieli nadzieję na inne cuda:
na przykład puszki jakieś po coli,
złoto i perły to przecież nuda!
Więc zawrócili, smutni, powoli.
Z mozołem wdarli się na urwisko
i korytarzem znów poczłapali
tęskniąc za łachą piachu, gdzie wszystko
pozostawili pod kołdrą fali.
Po drodze z wolna wracał im humor,
a gdy pod domów progi przybyli
zgiełk ich powitał i wielki rumor
sąsiadów, którzy brawo im bili.
Spojrzał Bazyli w Jana oblicze
i uśmiechnęli się obaj szczerze
- Jeśli ktoś jeszcze na skarby liczy
niech się na plaży piaski wybierze!
O dwóch takich co szukali skarbów cz.1 - Wyprawa w głębiny
modliszqa
modliszqa
Wiersz
·
14 marca 2009
mnie nie tak łatwo urazic, spoko, mam dystans do swoich prac a wstawiam z ciekawosci jak zostaną odebrane :)
mnie samej podoba się lub nie wiele utworów, więc rozumiem, że i innym może nie przypaść do gustu :)
"Jan do plecaka schował węgorza,
co elektryczny i czasem świeci," - rozumiem, że elipsa, jednak myślę, że to za dużo dla małego czytelnika ;)
"wszak był odważnym krabem z zatoki
wiec, miast zawrócić, zbliżył się jeszcze." - ta zatoka nazywa się "wiec", czy coś tu nie tak i miało być "więc", a przed nim przecinek?
"trafiając w ślepie istoty dziwnej." - nie lepiej "w ślepia"?
"Jeśli ktoś jeszcze na skarby liczy
niech się na plaży piaski wybierze! " - w sensie sobie? bo to się mi wadzi.
ogólnie rzecz biorąc, myślę, że niedobrze jest czytać takie teksty, bo to typowo oralny ;) i w tym przypadku wielką rolę będzie odgrywać lektor.
dzięki piękne :)
no to może tak ?
"Jan do plecaka schował węgorza,
elektrycznego, co czasem świeci,"
"wszak był odważnym krabem z zatoki,
wiec zamiast wrócić, zbliżył się jeszcze."
"celując w ślepia istoty dziwnej"
"Jeśli ktoś jeszcze na skarby liczy
niech się na plaży piaski wybierze! " - w sensie - wybrać się na poszukiwania w okolice plaży :D
Całkiem nie zły !