Polonista z wadą wymowy,
to nad wyraz ciekawa postać.
Chociaż z myśli konstrukcje
buduje subtelne,
pełne związków rządu i zgody,
jego język nie jest giętki dość,
by dać głowie we wszystkim zadość.
W poezji więc szukał ratunku,
by spełnieniem życie okrasić.
Cierpliwość papieru szlifował,
aż mu się własny język spodobał.
Lecz wnet frasunek przybył mu nowy,
jak z czytelnikami uniknąć rozmowy?
"pełne związków rzędu i zgody"?
Syntaktyka pokraczna - nie pojmuję, czemu (czy komu) mają służyć tak liczne inwersje; mnie nie służą.
Serdeczności.