koniec pozorów
teraz szybko wybieram
jedną z kart
widać tylko blizny na kierach
wyżłobione fragmentami nadziei
rozgrywka jest jak oczy duszy
kończy szybkim dryfem wroga
wbiciem masztu w plecy
jawność przecież nie popłaca
boli jedynie grająca obok radość
przekonuje aby nie pasować
wzruszając kolejny raz
ramionami przeznaczenia
ciemność zostaje po ostatnim
oddźwięku rzucanych kart
obawiam się wyłącznie momentu
bezpowrotnego zakończenia gry
Przesadziłem (a uczyli: mierz siły na zamiary) - nie poruszę; od cholery ciężkie.
Ciekawe, że ta niemoc mnie nie wzrusza.
Jakoś mało ambitny jestem.
Serdeczności.
Nie będę się więcej modlił.
Ale jest ok.
Nie dla mnie.