w poprzednim wcieleniu pokochałam pełnię.
nie, nie jestem anną, imię bez znaczenia
otwarte źrenice już wchłonęły światło
opowiadam baśnie o tysiącach nocy,
ja szeherezada, kiedyś w oczach iskry,
gardło - srebrny zaśpiew przełykanych głosek.
zachłannie i mocno wplatałam w istnienie
pierwotne instynkty, zew krwi
w pierwszych kroplach, zmysłowo zlizane
zabiły świadomość, brałam cię na dotyk
i na nagie słowa, grzechy pierworodne, wybaczasz
po pierwszym, następnym, lubieżnie,
bardziej wściekle wamp i wampir w jednej.
wpisane pod skórę ból i pożądanie
modlę - mea missa est, Wolf.
hush, hushanna
amen
I tak "cichnij Anno" zostanie odczytane, jako hosanna.
Zdyskredytowana, bo bez załączonego zezwolenia, nieodzownego przy pracy na wysokości.
Bez lęku - "kto się boi Virginii" powszechnie uznano za pytanie retoryczne, a Werwolf nikogo do końca nie przerażał.
Historia uczy, że amen miał swój corner; nie chcieli śpiewać o Annie, a w zamian kokieteryjnie wołali "Hello Susan".
Zdarza się.
Znakomity tekst.
Słuchaj, co ja Ci będę mówił: ) Tekst czyta się jednym tchem. Brawo za stworzony klimat. Świetne przerzutnie, subtelne, acz treściwe. Treść dobra. Bardzo konsekwentnie napisane. Podoba mi się, że ujarzmiłaś tę myśl, która się z wiersza wylewa. Nie mam najmniejszych zastrzeżeń. Kilka perełek wyłowiłem godnych zapamiętania. Na pierwszą zdecydowanie : ) I gratuluję gwiazdki : )