Strach, Aleksandrze, to tajemne rubieże
świtów. Złota droga przez pola martwych
ram, z których kradnie się lubieżne kłosy
polskich zbóż. Na brzegu zawsze będzie
stał dom z otwartymi drzwiami.
Łeb pęka od piekła, Aleksandrze, ruda
Maj prostuje palce i robi z nich lunetę.
Zaraz się uśmiechnie, bo zobaczy brzeg,
koniec drogi, na który pobiegnie. I będzie
tam dom z widokiem na przepaść.
Gdybyś wiedział o czym mówić, Aleksandrze,
milion słów byłby jak zdanie. Przewidziano
skargi, wkrótce oznajmisz, że przyszedłeś.
Najserdeczniej pozdrawiam.
Jest maj w tym wierszu. Bardzo mi się podoba.
Tylko te lubieżne kłosy jakoś chyba nie do końca tu pasują. Chociaż czuję wyrzuty, że marudzę.
tam dom z widokiem na przepaść."
......................................li tylko
Nie można za dużo z tego tekstu wywnioskować aczkolwiek nawet ciekawy tekst bo taki tajemniczy.
ogólnie rzecz biorąc bardzo obrazowo, a to:
"ram, z których kradnie się lubieżne kłosy
polskich zbóż" - nawet zastanawiam się czy nie można tego fragmentu nazwać autotelicznym.
no i jeszcze co do krytyki, to mam wrażenie, że za dużo Aleksandra jest. i to na tyle, bo nie dostałam cukierka :P