brakuje czasu na nie-istnienie
zajęczej łapki i ziarnka
grochu
rozmajonej gorączki
bzów
powietrze zakwita rapsodią
błękitu
w ramionach
zamyślonego drzewa
stopy wypatrują
snów
naśladują krok gawronów
chcą zapomnieć bólu biegacza
beztroska ubiera spojrzenia
w jedwabne kimona gejszy
porzucone myśli bezwstydnie
rujnują
zielone lico trawnika
nie ma mnie
za horyzontem rzęs
bezmiary
poza zapachem skoszonej trawy
"brakuje czasu na nie-istnienie
zajęczej łapki i ziarnka grochu
gorączką majowych bzów
powietrze rozkwita rapsodią błękitu
w ramionach zamyślonego drzewa
stopy wypatrują snu gawronów
naśladując krok o bólu biegacza
chcą zapomnieć zmęczenie
beztroską gejszy ubiera wzrok
w jedwabne kimona porzucone bezwstydnie
myślą rujnującą zielone lico trawnika
nie ma mnie za horyzontem rzęs
zuchwałość obnażę
poza zapachem skoszonej trawy"
Zawarłaś Ata szczyptę odwagi....................i beztroskli mimo bólu - zaistniej Nim jeszcze...
Na pewno zatrzymała mnie zmiana "ubiera" na oczywiste teraz "rozkwita". I "krok bólu biegacza..."
Co do reszty... jest nadal taka, jak czułam ja i póki co, taka wersja pozostanie.
dziękuję za ocenę :)
Dla mnie bez drugiej i trzeciej strofoidy - bez powietrza zakwitającego rapsodią błękitu, ramion zamyślonego drzewa, spojrzeń ubranych w jedwabne kimona gejszy i zielonego lica trawnika (sic!);
bez tego badziewia.
Bez chabazi.
Lilak nie wadzi nijak - w pierwszej okazały jest.