wyjechała.
porzuciła wiosnę, łąki spódnic,
pijane
fasady pryszczatych kamienic,
przedwczoraj
cichcem nawiedzone przez dwa zakochane
bezpańsko
koty i sąsiadkę, która wyszła z domu po zapach
deszczu do
ciasta. nie wróci do mieszkania numer cztery,
zaciętych ust, mokrych poduszek i bycia nikim.
życia dość,
jak tresury właściciela tego samego nazwiska.
wybrała
żelazną drogę do nieba. wreszcie ma wolne.
mijając ,
szukała słów wygrzanych słońcem,
jak
jaszczurek na kamieniach. schwycić i rzucić płasko
po wodzie i
wrócą sny o misiu bez oka, o latawcu w chmurach,
niedorzecznych
wyliczankach kocha, lubi, całuje… zamiast
szanuje, bo
kto widział dziękować za dawanie siebie.
nic już w
czerwcowe noce nie utka, wszystko złowiły pająki.
w gazetach
jutro napiszą, że astronom odkrył alternatywne światy.
"kocha, lubi, całuje… zamiast
szanuje, bo kto widział dziękować za dawanie siebie"
a przytoczony dwuwers przez oranżadównę znakomity!
aaaa i jeszcze jakoś dużo przymiotników jak na początek:)
PS myślę czy to jest 6 + czy 7 -.... jeszcze poczekam:P
zaraz podumam, jak to zmienić. nie licz sylab, to nie rymowaniec ;)