urodziłam się kobietą bez błękitnych oczu. przy zmiennym świetle są
zielone, jak wyspa, od której dzieli mnie lot miotłą.
uczę się być czarownicą, parzyć zioła, zatapiać kochanków,
co wiecznie podróżują do drapaczy.
ich mury już dawno runęły nie zważając na niedosyt.
mogłabym być poetką. mogłabym, gdybym miała predyspozycje
i trochę talentu. nie mam głowy. za to chętnie wynajęłabym
masażystę do stóp oddając w zamian pana ze skórzaną kanapą.
słucha za pieniądze, a mi nie chce się opowiadać zbyt długich
historii życia po życiu, przed i po. wolę czuć. na pół gwizdka nie umiem.
czasami piję. zwykle w piątki. zwykle wieczorem. rytualnie odprawiam sabat.
jak zwykle kac minie. po winie. przyjdzie odkupienie i nowe postanowienia.
do kolejnego razu. konsekwentnie
wdeptuję w gówno
prawda.
migawki z wyobraźni
Latte
Latte
Wiersz
·
11 maja 2009
Genialny ten wiersz, niezwykle gorzki, chociaż ten wątek z winem i winą trochę oklepany. Ale nadal: genialny w swojej gorzkości.
Dziękuję.
Bardzo jestem ciekawa interpretacji puenty... czy udał mi się, zamierzony efekt.
Pozdrawiam
Co do puenty (dwuznacznie ją sobie odczytuję) - czarownice tak mają. Masz predyspozycje :D i talent :D Świetny wiersz.
źródło to literatura, którą ostatnio czytam. Naprawdę wyśmienita.