Świt, Aleksandrze, to szaleństwo,
które już widziałeś. Wywołuje dzień,
niezmienny lęk przed powstaniem.
Z dachu świata nie widać podłogi,
więc zejdziesz
i staniesz, Aleksandrze, w obronie rudej
Maj, której pomyliły się kierunki. Nie
prowadzi jej biały szlak, odkąd zabrali
wiatr i myśli, że wszystko trwa tak długo,
jak długo trwa chód.
Krok, Aleksandrze, to przeniesienie
ciężaru z planu na uczynek. Z każdym
coraz trudniej je policzyć, łatwiej
zostać pomylonym.
"Wywołuje dzień,
niezmienny lęk przed powstaniem."
W końcu klaskał jak carscy weszli do Wawy - ładnie i tak dostojnie brzmi z tym "Aleksandrze", ale tylko brzmi i przerzutnie kuleją.