Przebudzenie

Tomasz Wrona


I znów przebudzenie początek swój bierze od słońca,
Co przez wschodnie okno promieniem rozgrzewa powieki,
I sen jeszcze śni się, lecz kończy się właśnie bez końca.
Cisza ? Tak, ucichł nagle stukot miarowy, daleki,
Dzielny snów-zjaw obrońca, niczym równy oddech dziecka,
Matczyną czujność uśpi, zamknie powieki matczyne.
A ja otwieram. Cisza. Śniła mi się bogini grecka.
Nie. Może muza, nie wiem, ma z poezji odrobinę.

      Usta robią mi się sine.
      Ja ją znam, tę dziewczynę.
      Niech przepadnie, niech zaginie,
      Niech przestanie mieć na imię
      Niech odpuści moją winę.

Wystarczy, już wystarczy. Taśmę do tyłu odwinę.
Nie. Może muza, nie wiem, ma z poezji odrobinę.
Jej suknia jak meduza, miała lekko rude włosy.
Te spojrzenia, spojrzeń rozmowa w języku milczenia.
Na policzki, nos, usta, na łzy, może krople rosy,
Może kwiatem była. Nie śnię już miła. Do widzenia.

      To już koniec "Przebudzenia"



Tomasz Wrona
Tomasz Wrona
Wiersz · 22 września 1999
anonim