Niedługo będzie można ograniczyć się do jednego
słowa.
Prawie
się
zakochałem, było niebezpiecznie blisko.
Odchodzący
trzymają w ustach latarki, znaczą tyle
co
nic. Nic z tych rzeczy nie potwierdza prawdziwości
snów
o przewodnictwie – panie przodem. Na minutę
przed
wybuchem nie da się zawrócić, sturlać, odejść.
W
chwale? Połamane kijki do zawracania rzek. Rzucane.
W
ciepłych barwach lata zdarzają się przebłyski. Gwiazdko,
migocący
ekranie, mieścisz się w kopercie, na papierze
z
nowej ery, który się nie zmieni. To papier? To prawie
wszystko,
na razie udawane święto, zimno od środka
wychodzące
bokiem po którymś z kolei przemoknięciu.
Do
nas należy ziemia i każda gleba, która jej jest.
Zaliczamy
wszystkie. Nie zmieniają się kolory jesieni,
nikomu
nie zależy. Gdy jedno staje, to grono staje.