nie ma już takiego włosa który by nie drażnił twarzy
kiedy wszędzie ma być cicho a jest głośno słychać cię
odbijasz się od zalążków gór zielonych igieł
pachniesz nimi
zbieram cię palcami zalepiając gliną
oddechy cichną
zaczynasz drżeć utulam cię i też zaczynam
zimno które zabarwia skały i spływa od źródła na nas
wiruje każdy opad
co raz delikatniej myślisz
gdyby tak dwie lodowate dłonie związać
szybciej byłyby ciepłe
ja bym powiedziała, że to takie pobeblane, chaosik z przegadaniem się wdarł.