W
imbryku zalałem trzy słowa:
księżyc,
maliny, radiowa,
dodałem
dwie krople wiśniówki,
czerwona,
pół małej wróżki.
(pół
– wcale nie makabrycznie,
ale
po prostu – lirycznie)
Pod
drzewem się z kotem rozsiadłem
(kot
czarny, a drzewo wierzbowe),
spod
gwiazd audycji słuchałem
(z
gwiazd jasnych, a nutki wyśnione).
Tak
często tu przesiaduję -
czasami
aż bierze mnie strach
i
wtedy z gorączką rachuję,
a
kota zostawiam gdzieś w snach.
Rachuję,
obliczam, zagryzam
(wargi,
paznokcie, faktury),
przychodzę
na czas, odbijam
(kartę
w zakładzie)...eh, bzdury!
Więc
wracam na łąkę pod wierzbą,
gdzie
gwiżdżą zbójeckie mi sny,
gdzie
koty - włóczęgi mi mruczą,
a
głównie to mruczysz mi Ty.
22.06.2009,
Bristol
Poza tym tekst brzmi bardziej jak zaklęcie niż wiersz.
Zdarza się.
Mógłbyś Jarek rozwinąć to o syntaktyce i rymach? Przyznaję się, że nie znałem tego słowa (syntaktyka) i nawet definicja z wikipedii mi nie pomogła, żeby zrozumieć co masz na myśli:).
Osobiście myślę, że komentarz tego typu byłby przydatniejszy, gdyby rozwinął trochę zarzuty wobec wiersza, a nie po prostu zdzielił przez łeb twórcę:). Dzięki.