Stoję na pograniczu pustki bezsennej,
Okalam wszystko co jest pode mną,
Gwiżdżę zbawienie ciała mego,
Gwałcę podstawę świata Twego.
A Ona stoi płacze i wzgardza mym obliczem,
Kłania się nisko bogini rozpusty,
Rozkłada ręce i krzyczy, że krzyczy,
Wije swym ciałem wokół nienawiści.
Znowu przegrałem igrzyska niewiedzy,
Rozbiłem w kreski światło Twej wiedzy,
Rozpiąłem ramiona, spojrzałem w ryku,
Rozdarłem swe szczątki nieboszczyku.
Kładzie się słania, niczym muz ofiara,
Szepcze w me uszy hejnał pana,
O jej oblicze niczym dziewicze,
Chce przerwać cnotę wyścigiem.
I tak już zostało,
Cierpieć się staram,
Aby nie zawieść wrót obrońcy ciała.