Znalazłam je,
leżało pomięte w krzewie agrestu.
Gry podeszłam bliżej, cofnęło się nieco,
przymknęło oczy, mieniące się kolorami tęczy
i zatrzepotało długimi rzęsami.
Poczułam podmuch ciepłego powietrza -
miało smak zielonych jabłek
i zapach świeżej trawy.
Otrzepało z rosy seledynowe piórka
i złapało mnie za nogawkę.
Wzięłam je, otuliłam dłonią
i ruszyłam przed siebie.
Dbałam o nie, pielęgnowałam;
poiłam miodem z leśnej dziupli
i karmiłam poziomkami.
Rosło i rosło.
Nabierało barw złotego słońca,
w którym odbijał się błękit nieba.
Dawało coraz więcej uśmiechu.
SZCZĘŚCIE.
***
Oli
Oli
Wiersz
·
18 lipca 2009
-
tomaszNIE