Mężczyźni mojego życia

mariol

Kiedy przychodzili.....

Przeobrażałam sie we wieże cierpliwości ……

W moim cieniu odpoczywali, przechodzili przez bramę przeznaczenia

by wejść  do Ogrodu Światła……

Zamieniałam się w miękką owce dla  rąk i w winne  jabłko dla warg…

Byłam upalnym wiatrem rozdmuchującym płomień …….

Gorejąca trawa w której sie zanurzali....

Gwałtowna rzeką porywająca niebo i ziemie …….

Przekształcałam się w drzewo ciszy, rodzące sen ………

Stawałam się lustrem, by mogli podziwiać swoja doskonałość....

Koszykiem w którym chowali swa samotność…..

Ziemią po której szedł księżyc…….

Niebem któro płonęło od zachodu słońca….

Najpilniejszą uczennicą czerpiącą ze skarbnicy ich mądrości…

Gdy odchodzili.......

Zamieniałam sie w siebie... okryta szczelnie wyłącznie swoją osobowością........................................mężczyźni mojego życia.

 

mariol
mariol
Wiersz · 23 sierpnia 2009
anonim
  • Kasia     Czyżewska
    Są tu miejsca, ale - dla mnie - jest tu też oprócz tych miejsc o wiele za wiele. Natłok wielokropków, niepotrzebnych, żeby wypowiedzieć niedopowiedzenie, i nieustanny opis. Jest tyle krajobrazów, że nie umiem się umiejscowić. spojrzenie na życie oczywiście zakładać mogłoby szeroki pejzaż, ale ja się zwyczajnie czuje zagubiona. jest wiele czułość. pięknej po prostu, ale sama już nie wiem ostatnio, jak pisać, żeby swoją czułością uczulić innego człowieka. zatrzymać. nie odwrócić. bardzo to trudne. zapamiętam wieże cierpliwości, gorejącą trawę - zwieńczenie -choć, jak to w życiu, do przewidzenia, ciekawie mi się przeczytało ( tylko opuściłam koniec końców.) Nie wiem też, czy potrzebne jest to wyczernienie dwóch etapów. sam zapis - wydaje mi się - wiele zrobi na korzyść tekstu. pozdrawiam.

    · Zgłoś · 15 lat