a gdy nasze płomienie się rozeszły
mogłam chłodno na palcach zliczyć szlochy
bóle głowy i łzy zaschnięte w deszczu
co męczyły dawniej, lecz teraz ani trochę
już nie chodzi po mym gzymsie władca nocy
by doniczki i kubeczki w gorzkim śnie zatopic
nawet jesień, puszcza bańki z dramatycznych liści
nadal pusta I samotna, lecz już bez nostalgiczności
bo gdy wreszcie rozeszły się nasze płomienie
zagoiły się rany po oparzeniach i rozmyły cienie
tak teraz myślę w tajemnicy,
że dzień, w którym żeśmy się poznali kochany,
to były pewnie imieniny czarownicy,
a diabeł musiał być pijany
"nadal pusta I samotna," - czemu wielkie "i"?
zaledwie podoba mi się tu druga strofka, reszta to w dużej mierze powtarzanie tego, co już było albo w duchu tego, co było. z drugiej strony - będę cię mieć na oku, bo po zmianie tematu/ujęciu go w inny sposób, może być w twoim pisaniu dużo ciekawego.