W pokoju saren zasiadam kiedy źle mi,
Kiedy źle mi mam w głowie same mole,
Wtedy z Sergeiem zapaliłbym gdy gra mi,
Wtedy głównie myśli swych się boję.
Wiem wtedy, że łzy są piękne,
Przez nie w smutku uśmiechem szaleńca też pęknę,
Duma co za dnia jest gdzieś znika,
Jest kąt mój mały i wielka hala myśli czaszką pokryta.
I wtedy zazdroszczę nieświadomym leczonym,
Ból piersi chce zmieścić do paczki zapałek,
A potem też nagle się proza ładuje,
Wycisza dwóch Wielkich, głupotą powszednią myśli wypełnia.
Dziś często przy Wielkich wywłaczać się zwykłem,
Są dziś mi potrzebni, bym mógł czuć sam siebie,
Metoda jest prosta: się z Nimi spasować,
W nieszczęściu chwilowym to szczęście.
"zapaliłbym gdy gra mi," - przecinek
swych - swoich
"Dziś często przy Wielkich wywłaczać się zwykłem," - dziś często czy zwykłem?
"Metoda jest prosta: się z Nimi spasować," - się tu chyba oszalało. nie wie gdzie ma stanąć?
dla mnie wyszło średniawo.
I to by było na tyle komentarza.
Pozdrawiam,
pabel29