Śmiem się śmiać jednak
Wracam do statecznego strumienia
Nierzadko ktoś pukał i
wołał
Błagał czasem
Za chwilę
dostałem
linijką po rękach
Za często nie wychylam
się zza rogu
Chyba że
muzyka z
pozytywki uszy mi zatka
Kropla deszczu spadła z
dachu
Bezradnie
machałem rękami
Rower zaprowadził na
skrzyżowanie
I kazał wybierać gdzie
dalej
Wiadro stało bez ruchu
Nalałem
dwa litry krwi i
szklankę wody
Dokładnie mieszając
Rozprowadziłem po
posadzce
Zachorowałem
na brak zahamowań
Nauczyłem się
obrywać
guziki z zeszłorocznych swetrów
Zadzwoniłem
Powiedziałaś że wszystko
się kończy
Kiedyś
nie rozpłaczę się.