Siedzą, piją, splify palą
Tańce, skowyty i swąd
Ledwo pubu nie rozwalą
England, England rules the World!
Polacki siadł w końcu stoła
Rozparł się w boki jak hrabia
Wiwat Polska! Wiwat! – woła
Śmieszy, przestrasza, powabia
Anglikowi, co grał zucha
Wszystkich mową żarty skraca
Pstryknął palcem koło ucha
Już z Anglika masz pajaca
Na Hindusa z newsagenta
Co kipiał nad małą brandy
Pensa rzucił – wnet go pęta
W mysz zamienił się w te pędy
W wyżymarkę Irlandczyka
Cisnął, a gdy ten był w młynie
Korbką kręci i z kranika
Zacne piwo Guinness płynie
Wtem, gdy piwo pił z pokala
Dźwięk dość dziwny się roznosi
Na dnie postać się przewala
You’re all right? – zapiszczał głosik
Anglik to był w szklance na dnie
Istny wyspiarz, sztuczka szczwana
Już wyraził się dosadnie
Potem rzecze: Witam pana
A, Polacki, witaj bracia
To mówiąc, bieży staggerem
Cóż to? Czyliż mnie nie znacie?
Jestem Domus Oficjerem
Wszak ze mnąś w obskurnym biurze
Robił o wizę zapisy
A contract w białym papiórze
Twej kreślił bytności rysy
Wizą rok nam mydlisz oczy
Uczyć, zwiedzać miejsca nowe
Potem podróż się potoczy
Choćby i na koszt Królowej
Lecz ta zemsta spolegliwa
Nagnała cię w nasze sieci
Ta knajpa „Court” się nazywa
Kładę areszt na waszeci!
Polacki ku drzwiom się kwapił
Gdy taka mowa nie swojska
Anglik katanę ułapił
A gdzie ta duma, co polska?
Cóż tu począć – marmolada
Przyjdzie już nałożyć wizą
Polacki na koncept wpada
I smaży takie awizo:
Patrz w contract oficyjerze
Tu warunki takie stoją:
Czy piję, siedzę, czy leżę
Gdy przyjdziesz brać wizę moją
Ja będę miał prawo trzy razy
Zapodać tobie trzy sztosy
Innymi słowy rozkazy
You get it? So, don’t be so bossy!
Patrz, oto jest pubu miano
To „cauliflower” – kalafior
Chcę, żeby mnie zrozumiano
Bez żadnych zbędnych metafor
Pędami Guinness tu będzie
A liśćmi cider jabłkowy
I rosa z liści tu wszędzie
Ma kropić na gości głowy
Spójrz, oto na miarę pinta
Co do niej śmieją się usta
Ja pić z niej chcę tak jak z gwinta
I nigdy nie ma być pusta
Utocz przy tym szkło z Danielsa
Abym miał czym poić oczy
A wszak Kelly, Becky, Elsa
Mogły tym się zauroczyć
Oficyjer duchem skoczył
Kalafiora przepoczwarza
Blask cidera ludzkie oczy
Niczym istny grom poraża
Polacki w pubu podwoje
Wstępuje, nie mrugnie ani
A pokal z zacnym napojem
Podają mu już barmani
Very well, then, z wyspy panie
Teraz, wszak masz trudność nową
Ni jąkanie, ni sapanie
Wymów „przedsiębiorstwo” słowo
Anglik kurczy się i krztusi
Lepszą męką umieranie
Polak każe, więc ten musi
Recytuje niespodzianie
Podskoczył dziko, znienacka
Więzienny jakby pił czaj
I mina już zawadiacka
Oh, mate now you’re all mine!
Jeszcze jedno i wygrałeś
Poczuj w sobie pryncypała
Lecz, czy wasze próbowałeś
Czymże polska jest gorzała?
Ja w autokar teraz wsiadam
Twenty hours to się wije
Zyga z Cześkiem tobą włada
Przez ten czas ty z nimi pijesz
Anglik, gdy golnął kielicha
Spienił się czkawką pijacką
Niby idzie, niby czmycha
Już zgubił pozę luzacką
Gdy go pan Czesiek ocuca
A Zyga klepie go w ciemię
Gwizd jeno dobywa się z płuca
Jak drzemał na kacu – tak drzemie
Zresztą, w tym wierszu chwieje się paru typów, toteż rytm im taki narzucić trza było :)