Jestem zły okrutny słaby smutny
Nie ma we mnie nic zdrowego
Na wpół rozdarty wy mnie tak nie widzicie
Dla was moje rozdarcie jest całością śmieszną
Groteskową poezją czymś bezosobowym
Daję wam rozrywkę leczę gdy potrzeba
Wy bierzecie mnie moja dusze na własność potrzebną
I zażywacie zaspokajając wam jest wszystko jedno
Widzicie czubka
Gość Niezrównoważony
Mam być dziś zabawka? Dajcie mi balony
Podwieście pod lampą w blasku będę wisiał
I pozdrawiał dzieci tego już nie spieprzę
Ale wam będzie mało coś mi znów wytkniecie
Tu mu balon odleciał już nie cieszy nikogo
Wyrzucie go po kontach schowajcie po cichu
On nie ma wszak duszy po co się przejmować
Nim tak prostym
Gdy my tu ważni potrzebowaliśmy go przez chwilę
On spełnił swe zadanie teraz może łapać motyle
I nie przyszło wam do głowy jaśnie wielmożnieństwu
Że sam jestem w klatce złapany już dawno
I choć w pozorach i obłudzie śmieję się do was często
Nikt z was naprawdę nie wie jaką mnie ten świat obdarzył męką
Męką klauna kogoś tak śmiesznego tak rozrywkowego
Oraz tak zupełnie bezpłciowo nieosobliwego
Bez duszy się wam zdaje bez czucia widzicie
W ciemności nie widać łez moich popatrzcie po świcie