Psychopata

Stanisław Zygmuntowski

 

Siedzi sam, wpatrzony w okno wyszukuje czegoś,

Jego twarz jest sucha i przygnębiona na wskroś.

Wypuszcza z płuc gęsty dym od papierosa,

Jego małe złe oczka teraz spoglądają w niebiosa.

 

Jego istnie splugawione przez samego szatana,

W amoku pieśń śmierci jest przez niego uwielbiana.

Potrzebuje odgłosów bólu bo życie stało się nudne,

Wspomnienia o morderstwach są dla niego cudne.

 

Idzie młoda kobieta piękna jak antyczna afrodyta,

Nie jest ona świadoma tego, że śledzi ją bandyta.

Jego potworne lica uwielbiają jej każdą część ciała,

Całuje jej zdjęcia, zaś w jego sercu jest zbrodni pochwała.

 

W ciemnym zaułku niewinna spotyka się z katem,

W oczach ma podniecenie, skacze do niej cichcem.

Wbija w jej serce sztylet i ciepła krew spływa po ulicy,

Krzyk zamienia się w jęk agonii, spokój panuje w okolicy.

 

Dokładnie on ją całuje dotyka i gwałci wie, że już ją nic nie boli,

W potoku krwi on rozpływa się w ekstazie obecnej chwili.

Wycina jej serce i pożera na miejscu teraz jest pewien jej miłości,

Oprawca bawi się jej ciałem zuchwale miażdży młotkiem jej kości.

 

Wraca spokojnie do domu i zasiada w swym fotelu,

Zbrodnia zamieniona w sztukę dała mu doznań, tak wielu.

Ogląda wiadomości i jest pełen zachwytu dla swojego dzieła,

Teraz musi znaleźć nową ofiarę bo ta była niedoskonała.

Stanisław Zygmuntowski
Stanisław Zygmuntowski
Wiersz · 22 października 2009
anonim
  • Kasia     Czyżewska
    Jego "istnie" ? "dała mu doznań, tak wielu" ; jego/jej/jego/jej. rymy - proste. pomysł sam w sobie ale rozpisany wg mnie nad miarę. i ta forma dla mnie nie działa.

    · Zgłoś · 15 lat
Usunięto 1 komentarz