Na parapecie znalazłem pióro,
nie było czarne, nie było białe,
było takie jak ja,
tak jak ja przybrało miejskie barwy maskujące.
Spoglądając w przeszłość przypominam sobie,
że sam też kiedyś byłem piórem.
Pamiętam wszystkie stadia ewolucji przez które przechodziłem,
byłem szarym podmuchem wiatru,
szarym kłębem dymu
i wreszcie szarym piórem.
Człowiekiem stałem się dopiero w chwili,
kiedy ktoś z parapetu wziął mnie do domu.
W tym właśnie momencie staję przed dylematem,
czy pozwolić by szare pióro stało się szarym człowiekiem tak jak ja?
I przez chwilę czuję się niczym szary Bóg.