resztką zwietrzałego martini
zabija posmak cielesnej miłości
jak co dzień z mistrzowską wprawą
nakłada grubą warstwą puder
wierząc że tworzy nową maskę
niezbędną w zderzeniu z rzeczywistością
znudzonym gestem zakończonym czerwienią
przeczesuje farbowane włosy
/są zakurzone tak jak jej myśli/
lustro odprowadzające jej postać
pełne zachwytu przemilcza sekrety
aby ponownie zakrzyknąć wstydem
widząc jej usta rozmazane namiętnością
i tylko w szarości dymu wiruje pytanie
matka? żona? kochanka?
czy po prostu dziwka…
jak co dzień...? Pominęłabym też w drugiej - namiętnością (rozmazane usta).
Pozdrawiam.
ps. jeszcze wrócę do tego tekstu.
Podobają mi się też myśli zakurzone jak włosy oraz niezbędność maski w zderzeniu z rzeczywistością.
ale jeśli bycie kobietą ma ograniczać mnie do tego typu dylematów, to idę się pochlastać.
domka-bardzo mi sie podoba Twoje podsumowanie...daje duuużo nadziei...
pozdrowionka
cielesna miłość - hm... brzmi dość purytańsko, jakby z obawą, żeby nie nazwać rzeczy po imieniu, a to dziwne, skoro i tak mamy dziwkę
"niezbędną w zderzeniu z rzeczywistością" - ten wers to dla mnie nadsłowie
podsumowując pierwszą: jest to ciekawy obrazek kobiety, takie podglądanie jej przy codziennych czynnościach
zakurzone myśli bardzo interesujące. posługując się technikami filmowymi, w tym momencie można by pomyśleć, że szykuje się retrospekcja.
jak mówi Rita, słowo "namiętność" w ogóle nie jest tu potrzebne, rozmazane usta obrazowo przedstawiają stan rzeczy, zwłaszcza, jeśli ta fizyczna miłość się już pojawiła.
myślę, że trzeba jeszcze nad tekstem popracować, zwłaszcza, że zły nie jest