kiedy milczysz nie ma cię podwójnie
czas jest kulawym ślimakiem na zboczu szklanej góry
kiedy milczysz rosną mi uszy
przez okno wychodzą zgiełk przesiewać
jawi mi się kreska twoich warg czarna równa
szlaban po środku drogi przebaczenia
rozglądam się za litościwym indianinem
łaskawym mieszkańcem samarii gotowym zdjąć mi skalp
żeby bólem zwalczyć ból i naiwność piotrusia pana
bo przecież nie przemówisz solą chlebem zapomnieniem
to milczenie jest złotem na które mnie nie stać
chyba że moje własne zacznie procentować
i w ciszy jakości stereo zrozumiemy
że nie myśmy wybrali ale nas wybrano
(Najbardziej dla ,,indianina").
żeby bólem zwalczyć ból i naiwność piotrusia pana
bo przecież nie przemówisz solą chlebem zapomnieniem
to milczenie jest złotem na które mnie nie stać
chyba że moje własne zacznie procentować''' - to podoba mi się najbardziej.
ostatni wers jest tak mocny, że zachowałabym go na zwieńczenie jakiegoś innego wiersza, o ważniejszym przekazie.