Miodu blask złocisty w pamięci mam,
tych co splamiła krew i kruczych piór cień
płynących kosmyków, jak wzburzonych fal.
Kędy stąpnie, tam już marzeń wnidzie weń
tego kto patrzy, kto podgląda, marzy.
Przeszła bez słowa, tak piękna surowa.
Zza kieliszka przyglądałem się twarzy.
Szukałem w głowie pięknego słowa,
coby mi jej serce zjednać pomogło.
Myśli pierzchły, nie znalazłem żadnego.
Zmrozić do cna jej spojrzenie mogło.
W ciemnym kącie skonało me ego
smagane batami wzroku srogiego.
Dalej jednak zza whisky zasłony
obserwowałem, cudu gwiezdnego
dwa srebrne punkty, o Boże! Pokłony!
Tam, niby wino we włosy rozlane,
niby krwią skropiony gąszcz czarny, co
poległych za uczucie nie oddane,
pogrzebał w zapomnieniu, biednych o!
Płomień zapałki rozbłysł na sali,
dym papierosa mym oczom ją przesłonił.
W obliczu naszych uczuć jesteśmy mali!
Czarny gąszcz me widzenie zasłonił.
Takem podle usidlon, we własnej
miłości pnącza, już na zawsze być miałem.
Uczucia nie oddanego, zgasłem
jak świeca, gąszczu czarnego zostałem.