Tej nocy otworzyłem okno i zobaczyłem Judytę poskręcaną
w rulonik grudniowej mgły. Na twarzy miała grymas przeszywającej
pewności, jak gdybym to ja właśnie leżał jej na dłoni.
Helofernes odchodził zdumieniem, z jego ust jak z hangaru odlatywały
ptaki – bogatki, żurawie i jaskółki.
Sąsiadki otworzyły okno, wywęszyły lato zwinięte w kłębek
dymu z mojego papierosa. Spytały o gatunek ptaka. Odpowiedziałem
wzrokiem stojącej za mną kobiety, potwierdzając kiwnąłem głową
ściętego
białka z oczu Helofernesa.
Judyta odcinająca głowę Holofernesowi
noc
Holofernes śpi
Judyta skrada się do łóżka
dzierżąc w dłoni krótki miecz
zdecydowane pociągnięcie ostrza
jak ruch smyczka wielkiego wirtuoza
miłość ulatuje z potokiem krwi
trzy dni jak czas zmartwychwstania
***
każdego dnia staram się zrozumieć
twoją świętość
Judyto
doszukiwałem się jej nawet
w ostrzu miecza
szukałem w zmarszczkach starowinki
Bogu ducha winnej kobiety
o przeźroczystych twarzach
zacząłem ją nawet oskarżać
tymczasem jakiś pisk
wyrywał się tylko z
uniesionej brwi
winniśmy pisać o niej poematy
stawiać obeliski na Golgotach
ludzki ochłap
bohater Betulii
sprawiłaś Judyto
że wojownicy i mordercy
mają wspólną datę urodzin
znaczoną tautologią
czerwieni krwi
i pamięcią
pustego kosza