pod naszym płotem kona
Barabasz
ten
który dumnie
przestępował progi
teraz pieści
przykuty do goleni
różaniec z przerdzewiałym
oswojonym Chrystusem
rozważa estetykę doznań
już nie emigruje
o religię dalej
zrozumiał wstyd
obnażanych ścieżek
znaczonych judaszowymi srebrnikami
myśli zaszły purpurą
przez lata nauczył się
posługiwać cierpieniem
już wie
że istnieje w czasie linearnym
że trzeba rozsądnie ocenić przeciwnika
stoimy w oknach
przy furtce zgruchotana drabina
z kości
dwie butelki po cierpkim czerwonym
jak dwa krzyże
dalej samotna figurka
naga materia
pod naszym płotem kona
Barabasz
zakrwawionymi palcami
wyjmuje z płotu
zardzewiałe gwoździe
układa jeden przy drugim
zwodnicze ciepło dłoni
zasłyszane sumienie
rozwiązany rzemień
i Barabasza
wali się płot
wiatr milczy