Przy wbijaniu
gwoździ
role są podzielone
jest tylko zbyt
wielu kalekich
cieślów
o nazbyt intymnych
dłoniach
przecież
akt powinien być
krótki i zdecydowany
tymczasem
zanim rozkwitnie durowy akord
czują woń traw
drżenie mięśni
i prorocze sny przeszywają
ekstazę neuronów
uścisk rozmywa
się
to jest moment buntu
potem nastaje stary
porządek
nikt nie myśli o tragedii Atlasa
o stateczności posłuszeństwa
i granicy tego
co wyświęcone
gwóźdź wbija się
na kolana
by stawał się doskonały
jak bezduszne równanie Newtona
trzeba dobrze poznać chłód
stali
i ciepły upór dębowych desek
drewno tłumi
echo
nie ma odwetu
dlatego wielcy
gną się pod ciężarem
upokorzenia
Sensu i przesłania póki co nie ruszam, bo o tej porze z głębszym myśleniem u mnie ciężko.
Na pierwszy rzut oka wybitnie kłują mnie 3 momenty: "wybrzmiewanie akordu", równanie "bezduszne a doskonałe" i trzy ostatnie wersy.
W przypadku dwóch pierwszych, to po prostu metaforyka nie dla mnie, że tak powiem, uwiera przy czytaniu. Pod tym względem inne fragmenty leżą mi bardziej, nawet dopełniaczówki są tu zgrabne i ładnie wpasowane.
Co do końcówki, to wygląda to trochę tak: czytam sobie tekst, czytam, dochodzę do końca i dostaję obuchem przez łeb. Trójwersem który mi osobiście wydaje się banalny w dodatku pocięty w sposób, który jeszcze to pogłębia. Właśnie banalny, a nie prosty, bo prostotę da się uzasadnić resztą wiersza. Chociaż, z drugiej strony, może powinienem jeszcze przy tym przysiedzieć i postarać się jakoś to sobie lepiej ułożyć, ale pierwsze wrażenie jest właśnie takie.
pozdrawiam